W połowie września  spędziłem 3 dni na łowisku prywatnym  WOLICZNO. Wyjazd był zaplanowany miesiąc przed przyjazdem , gdy zadzwonił do mnie kolega Przemek Bździuch  z zapytaniem czy nie chce połowić ładnych ryb ( który prowadzi min. Sprzedaż akcesorii  karpiowych – WWW.stara.sklep-karpiowy.pl ). Długo się nie zastanawiałem , zadzwoniłem do kolegi Jacka z zapytaniem czy też ma ochotę powędkować na tej wodzie , odpowiedź była krótka ,, czemu nie ”.

 

I tak we trójkę wybraliśmy się na Woliczno żeby pobić swoje życiowe rekordy.  Wcześniej rozmawiając z Przemkiem,  czy tam pływają karpie ponad 20 kg , odpowiedź była - oczywiście , że takie pływają ale jeszcze nikt takiego nie złowił.  Wcześniej łowiąc tylko na dzikich wodach PZW łowiłem karpie w przedziale od 10 -16,2 kg (mój rekord). Jadąc nad tę wodę nie spodziewałem się tego że pobije swój dotychczasowy rekord. Pogodę mieliśmy ładną trochę deszczu i słońca , a co najważniejsze czy będą brały karpie ? . Przyjechaliśmy przed południem we czwartek , zaczęliśmy rozbijać nasze toboły  , popijając piwko nie mogliśmy się napatrzeć na te krajobrazy oraz zwierzęta które tak bez trosko sobie chodziły (jakby były wytresowane  osiołki,  barany itp.). Pierwsze pytanie padło do Przemka ponieważ już tu nie raz łowił , w którym miejscu nęcimy i na jakie smaki łowimy ?). Łowiliśmy na stanowisku nr 1.  , zestawy wywoziliśmy łódkami zdalnie sterowanymi na granicy rowu  i poza rów na głębokości powyżej 2 metrów . Przynęty jakie używaliśmy  to różne, od słodkich do śmierdzieli  . Koledzy łowili na słodkie a ja łowiłem na śmierdziele. Okazało się że w pierwszy dzień  w smaki nie trafiłem  , tylko koledzy trafili.  Głównie truskawka  była liderem i nie tylko… . Pierwsze branie w dzień po wywiezieniu zestawów  było u Przemka na truskawkę. Złowił amura ważącego ponad nieco 7 kg , potem było branie u kolegi Jacka , ale niestety ryba się spięła. Do wieczora Przemek złowił jeszcze pięknego lustrzenia ważącego 15,4 kg, a u mnie nawet piknięcia nie było. Wieczorem zwinąłem zestawy i na dwóch zestawach założyłem kulkę o smaku piernik z bananem a na trzeciej zostawiłem na śmierdziela. W końcu doczekałem się na brania , nieduży karp ok. 7 kg (w końcu coś się dzieje) , dwie godziny później kolejny karp już większy bo 12,2 kg i do rana cisza na moich zestawach ,a koledzy mieli po rybie w nocy . kolejnego dnia założyłem wszędzie kulkę o smaku bananowym i okazało się że tj . strzał w dziesiątkę (banan i truskawka) . W dzień były sporadyczne brania każdy z nas coś złowił i spiął ,a spięcia były niestety tych dużych ryb. Trudno nie ma co się poddawać , jeszcze mamy przed sobą dwie noce. W drugą noc spokój nic się nie dzieje więc z chłopakami trochę popiliśmy i poszliśmy o 23 spać. Gdy zapadliśmy w twardy sen , nagle jeden wielki jazgot na mojej wędce  . Podbiegam gubiąc za sobą buty  jest , z początku ryba nie pokazuje swojej siły ,im bliżej podpływała tym zaczęła się wielka walka z czołgiem  .  Krzyczę Jacek , Przemek pomocy musi mi ktoś ją podebrać , podbieraka nie mogę znaleźć , serce szybciej bije a oni śpią (CO MAM ROBIĆ!!!!) . Nie wiem jakim sposobem w tej ciemności znalazłem podbierak i próbuje tą rybę podebrać , a ja jej sam nie mogę podnieść , jak to zobaczyłem od razu stwierdziłem REKORD MÓJ NOWY REKORD TYLKO ŻEBY TRAFIŁ W PODBIERAK. Udało się ryba w podbieraku. Podbierak zacząłem składać ,a ja ryby do góry nie mogę podnieść  , ślizgiem po trzcinach na matę , odkrywam siatkę a tu KABAN. Pierwsza myśl muszę chłopaków obudzić , ale najpierw ją na wagę  ,  waga pokazuje 19,2 kg (tak mało brakuje do dwudziestki ), ale co najważniejsze mój NOWY REKORD.  Chłopaki tak spali że nawet nie wstali w nocy żeby zobaczyć  mojego pełnouskiego. Rano zdjęcia gratulacje  i ryba  w dobrej kondycji wraca do wody. Został nam ostatni dzień i noc ale ze względu na zmianę pogody ,  brań  już nie było . Przeżyłem z kolegami piękne niezapomniane  trzy dni i noce. Łącznie złowiliśmy 17 ryb przedziale wagowym powyżej 7 kg . Dało mi to do zrozumienia że nie tylko dzikie wody są piękne ale i prywatne prowadzone przez doświadczonych gospodarzy i wiem jedno że zawsze tam wrócę, nie ze względu żeby złowić kolejny rekord , ale za te piękno jakim jest ŁOWISKO WOLICZNO .













Patrycjusz Mikołajczyk